Cztery godziny później po raz drugi zaczynamy łapać stopa w tym samym miejscu. Tym razem obiecujemy sobie, że conajmniej 300 km, na krótsze odcinki nie wsiadamy i do jakiejś większej miejscowości koniecznie.
o 1:40 (6 godzin od przyjazdu tu po raz pierwszy) idziemy spać. Rozbijamy namiot 50 metrów od autostrady - wybieramy między miejscem złym, a gorszym. Nastroje mamy nietęgie. Wprawdzie Krzysiek wspomina dłuższe łapanie w okolicach Narviku oraz pól Grunwaldzkich (13 h!). My mamy tą nieszczęsną presję.